Chciałbym się z Wami podzielić kilkoma spostrzeżeniami i swoim doświadczeniem egzaminatora na stopnie żeglarskie i motorowodne. Uczeniem żeglowania i prowadzenia łodzi motorowych zajmuję się zawodowo, a przy okazji tego również egzaminuję. Przeprowadzam egzaminy zarówno na polskie uprawnienia, certyfikaty ISSA, czy RYA SRC. Pomijając drobne techniczne szczegóły, podejście w tych różnych organizacjach jest podobne.
Skupmy się jednak na polskich uprawnieniach żeglarskich czy też motorowodnych. Na początek kilka słów o egzaminatorach. Żeby nim zostać, trzeba być instruktorem żeglarstwa lub instruktorem motorowodnym oraz mieć aktualny (z ostatnich 3 lat) staż w szkoleniu i w prowadzeniu jachtów. Nie będę wdawał się w szczegóły tego stażu, ale taka regulacja wyeliminowała tzw. "zawodowych egzaminatorów", którzy nie robili nic innego w żeglarstwie tylko egzaminowali. Sam pamiętam "egzaminatorów" (celowo w cudzysłowie), którzy potrafili oblać za brak umiejętności pływania bączkiem, czy zadawali pytania o rozkład sił na igle kompasowej... Na szczęście, w większości przypadków, te czasy już minęły.
Pierwszy mit jaki chciałbym obalić, to to, że egzaminator przychodzi na egzamin po to, żeby oblać. Nic bardziej mylnego. Z mojego punktu widzenia, powiem, że egzaminator przychodzi po to, żeby właśnie zaliczyć egzamin i oblewa tylko jak kandydat się postara i zademonstruje, że na prawdę nie potrafi prowadzić jachtu.
Wytyczne egzaminacyjne podają z jakich manewrów może składać się egzamin. Najczęściej wykonywane przez kandydatów na egzaminie to manewry przy nabrzeżu, człowiek za burtą, a na żaglach zwroty, dryf itp. Oceniane jest również zarządzanie załogą oraz praca jako załogant. Według przepisów każdy manewr można powtórzyć jeden raz i w sumie to wystarcza.
Rozumiem, że ocena wykonania manewru może być bardzo subiektywna, znam egzamin (na szczęście z tych bardzo zamierzchłych czasów), na którym egzaminator oblał załoganta za nieprawidłową odpowiedź na komendę... Według mnie każdy manewr ma być:
a) bezpieczny - najważniejsze jest bezpieczeństwo nasze, załogi, a na koniec sprzętu,
b) skuteczny - no musi zakończyć się sukcesem - np. przy dojściu do nabrzeża, trzeba w końcu zacumować jacht
c) elegancki - tego w zasadzie nie oceniam. Na elegancję przyjdzie czas wraz z doświadczeniem.
Największy nacisk kładę na bezpieczeństwo. Przykład. Sternik motorowodny - dojście do nabrzeża. Zanim łódka zacznie manewr, musi być przygotowana. Generalnie daje wolną rękę kandydatowi w jaki sposób dojdzie do nabrzeża, wskazuje tylko miejsce. Ale wcześniej wypadałoby powiedzieć załodze co się będzie robić. I też nie jestem fanem formalnych komend, załoga ma się dogadać, tak po prostu, po ludzku. W końcu jak będą pływać później ze znajomymi, czy rodziną, to jestem w stanie się założyć, że formalnych komend używać nie będą. Trzeba wcześniej wyznaczyć stanowiska i skontrolować (chociażby pytaniem) czy wszystko jest przygotowane (cumy, odbijacze). Podczas wykonywania manewru musi być widać, że to sternik panuje nad łódką i załogą. Często się zdarza, że na egzaminie w jednej załodze jest małżeństwo. No i żona za sterem, a mąż na łodzi i to mąż wydaje żonie polecenia :) Jest to minus i dla jednej i dla drugiej osoby, a tak na prawdę utrudnienie dla egzaminatora, bo nie wiadomo, kto dowodzi jachtem :) Wtedy tylko wystarcza przypomnieć takiemu mężowi, że jest również oceniany jako załogant i wyczerpał już swoją pierwszą próbę i jest spokój.
Drugim aspektem ocenianym przeze mnie jest skuteczność. Zostańmy przy tym przykładzie, czyli przy dojściu do nabrzeża. No trzeba do niego dojść. Jak coś na wodzie nie idzie, to zawsze podkreślam, że lepiej się kilka razy przymierzyć do podejścia, zrobić parę kółek jak łódka nie jest jeszcze przygotowana, niż raz przyłożyć z hukiem w nabrzeże :) Generalnie to egzaminator nie powinien dopuścić do uderzenia w nabrzeże. Proszę mi wierzyć, że jeśli przejmujemy ster, to na prawdę manewr nie ma już szansy powodzenia. Wtedy jest powtórka, można wyciągnąć wnioski z pierwszego manewru i go poprawić.
Tak jak wcześniej wspomniałem, elegancji nie oceniam. Oczywiście zawsze miłe wrażenie robi osoba, która spełni warunki bezpieczeństwa i skuteczności, robiąc to elegancko, ale nie ma dla mnie różnicy z osobą, która to zrobi mniej elegancko. Na patencie nie ma oceny, a na karcie egzaminacyjnej są tylko dwie: POZ i NEG. Ja osobiście wolę wystawiać POZ :)
Czego egzaminatorzy nie lubią? Oczywiście wypowiem się tylko w imieniu swoim i kolegów, z którymi miałem przyjemność egzaminować.
Po pierwsze tzw. samców alpha, czyli osobników, którzy ciągle dowodzą na jachcie, nawet w momencie, kiedy ich rola ogranicza się do wywieszenia odbijaczy. Przeszkadza to przede wszystkim osobie, która aktualnie wykonuje manewr. Na prawdę, proszę mi wierzyć, koncepcja osoby wykonującej manewr może być inna niż nasza, więc jak nie prowadzimy jachtu - nie wtrącajmy się niepotrzebnie. A chęć pomocy, bo wierzę w dobre intencje takich samców alpha, może tylko zaszkodzić.
Po drugie - prób przekupstwa, łapówek itp. Pomijając, że jest to przestępstwo, to na prawdę idiotyczne pytanie "czy da się coś załatwić" działa na mnie jak płachta na byka. Egzaminy dzisiaj są łatwe, nawet bardzo łatwe, ale trzeba trochę czasu poświęcić, żeby przyswoić minimum wiedzy. W sumie, to nie wiem skąd u nas w narodzie, ta chęć "załatwiania". Ja tego nie rozumiem. Prosta sprawa - nie ma się czasu na naukę - nie będzie się miało czasu na pływanie. A jak komuś się nie chce nauczyć podstaw, to ja nie mam ochoty go spotykać na wodzie. Na szczęście coraz mniej jest takich osobników.
Podsumowując, recepta na pozytywny egzamin praktyczny to:
-
zanim zaczniesz wykonywać manewr - pomyśl, nie spiesz się,
-
przygotuj manewr, powiedz załodze, co będziesz robić - wtedy pomogą, bo będą wiedzieli co chcesz osiągnąć,
-
pokaż, że to Ty panujesz nad jachtem i załogą (nie krzycz tylko na załogę, bo to nieładnie :) )
-
pamiętaj o bezpieczeństwie,
-
no i się nie stresuj, rozumiem, że każdy egzamin w większym bądź mniejszym stopniu to stres, ale postaraj się go opanować. Po prostu zrób to na luzie i z uśmiechem na ustach. Jeśli Ci to pomoże, to zdradzę, że ja przed egzaminem też mam tremę :)
Osobną sprawą jest egzamin teoretyczny. Według rozporządzenia składa się z 75 pytań - testu jednokrotnego wyboru, trzeba odpowiedzieć na minimum 65 pytań poprawnie. Dodatkowo na morskie stopnie jest zadanie nawigacyjne.
Co mogę powiedzieć o teście? Z mojego punktu widzenia jest to wygodne, gdyż szybo można go sprawdzić. Chociaż ustne egzaminy miały swoje uroki, bo można było faktycznie sprawdzić, czy kandydat rozumie dany temat, ale chyba dla kandydatów test jest bardziej sprawiedliwy. Może w punktach, jakie mam rady dla kandydatów na dany patent:
-
przeczytaj uważnie pytanie i wszystkie odpowiedzi, zanim zaznaczysz poprawną, na test jest 90 minut, wbrew pozorom to bardzo dużo czasu,
-
jeśli nie rozumiesz pytania - zapytaj przewodniczącego. To on jest odpowiedzialny za ułożenie pytań na egzamin, masz prawo nie wiedzieć, co autor miał na myśli,
-
jeśli nie wiesz co odpowiedzieć na dane pytanie, przejdź do kolejnych. Często na prawidłową odpowiedź naprowadzi Cię pytanie, które znajduje się gdzieś dalej,
-
nie zostawiaj pustych odpowiedzi! Pusta odpowiedź zawsze jest traktowana jako błąd. Nie wiesz co odpowiedzieć? Strzelaj! Gorzej na pewno nie będzie, a może się uda :)
Zatem, jeśli jesteś przed egzaminem, życzę powodzenia i proszę pamiętaj, że zdajemy sobie sprawę, że egzaminujemy na uprawnienia rekreacyjne, a nie na licencję na samolot pasażerski :) Naszym zadaniem jest przeprowadzić egzamin i przychodzimy z nastawieniem, że umiesz. Bierzemy również poprawkę na Twój stres (nas też ktoś kiedyś egzaminował, więc doskonale wiemy jak to jest).
Jeśli natomiast jesteś już po egzaminie, to życzę jak najwięcej pływania. Bo to jedyna metoda na zdobycie doświadczenia. Początkujący kapitan ma mało doświadczenia, ale za to sporo szczęścia. Należy szybko zdobyć doświadczenie, zanim pula szczęścia się wyczerpie!
Do zobaczenia na wodzie!
Piotr Lewandowski