Manewr grecki czyli kilka słów na temat greckiej manewrówki portowej

2018-11-28
Manewr grecki czyli kilka słów na temat greckiej manewrówki portowej
Manewr grecki - na czym polega? Wpływasz do portu, szukasz wolnego miejsca, miejsca nie ma, ale za to na kei biega tabun ludzi i krzyczy do Ciebie w różnych językach - nie ma miejsca!, Nie ma miejsca! Oczywiście nie przejmujesz się takim drobiazgiem, wywieszasz odbijacze i pakujesz się gdzieś, gdzie tylko jest kawałeczek miejsca. Często stajesz jako drugi i schodzisz na ląd po czyimś jachcie. Zacumowano! Ale na tym nie kończy się "manewr grecki". Po zacumowaniu, schodzisz na keję, dołączasz się do zgrai biegających ludzi po kei i razem z nimi krzyczysz do kolejnych wchodzących jachtów: Nie ma miejsca! Nie ma miejsca!

To oczywiście żart, zasłyszany gdzieś w greckiej tawernie, ale w każdym z takich żartów istnieje ziarno prawdy. Na początek chciałbym zachęcić do żeglowania w Grecji. Jest to kraj z dużą ilością wysp, odległości pomiędzy nimi są z jednej strony na tyle spore, że żegluga daje satysfakcje pływania po pełnym morzu, z drugiej zaś strony nie są to aż tak duże odległości, żebyśmy nie mogli pokonać ich w ciągu dnia. Greckiej kuchni chyba nie trzeba chyba nikomu reklamować - każdy w niej znajdzie coś dobrego, a ceny są dość przyjazne. Na wyspach jest trochę drożej, ale np. na Peloponezie kolacja z winem (w Grecji wino w tawernie kupujemy na kilogramy - kilo of red/white wine please) dla 4 osób nie powinna przekroczyć 100 EUR.

Natomiast warto znać kilka "trików" przydatnych podczas żeglugi w tym rejonie. W znakomitej większości przypadków będziemy stali w portach miejskich, często bez prądu, a wodę będziemy musieli kupić od miejscowego szefa od wody. Na szczęście woda i postoje są niedrogie. Na Hydrze, za 49 stopowy jacht zapłaciliśmy w tym roku 2,80 EUR (słownie dwa euro osiemdziesiąt centów, jakby ktoś miał wątpliwości czy prawidłowo postawiłem przecinek), a za dotankowanie wody zapłaciliśmy 5 EUR. Marin jest bardzo mało, ale w sumie ma to swój urok. Czarterowe jachty są wyposażane w duże zbiorniki wody słodkiej, na jachcie są prysznice i toalety ze zbiornikami na fekalia, tak że można z nich korzystać nawet w portach. Armatorzy montują też większe baterie akumulatorów i coraz częściej wyposażają jachty w baterie słoneczne. Zatem jachty mają dużą autonomię.

Wróćmy jednak do portów i manewrów w tych portach. Przede wszystkim nieczęsto spotyka się znane z innych części Morza Śródziemnego - mooringi. W Grecji przede wszystkim używamy kotwicy. Rzucamy jak najdalej się da kotwicę i cofamy się do nabrzeża. Rufę łapiemy cumami, po ustawieniu się na cumach dobieramy kotwicę. Ważne jest, żeby kotwicę rzucać prostopadle do miejsca w którym się cumuje. Nie bieżmy żadnych poprawek na wiatr - jak wiatr zmieni kierunek będziemy w gorszej sytuacji, a poza tym, możemy zarzucić swoją kotwicę na czyjąś - i tu zaczyna się początek greckich problemów. Ale o tym za chwilkę.

Odejście z takiego miejsca cumowania to poluzowanie cum i wybranie kotwicy. Ot i cała filozofia. Po kilku manewrach może się okazać, że to łatwiejsze niż cumowanie z użyciem mooringu. Przy wybieraniu kotwicy trzeba odgarniać łańcuch spod windy kotwicznej, ponieważ po windą robi się kopczyk z łańcucha i po chwili nie ma miejsca na resztę łańcucha. W ogóle do windy kotwicznej warto jest ustawić zaufanego załoganta, z którym doskonale się rozumiemy i łatwo komunikujemy. Tutaj komunikacja to podstawa udanego manewru.

No dobrze, a co jeśli razem z naszą kotwicą pociągniemy cudzy łańcuch? Zdarza się to dość często, nie należy panikować. Tak się zdarza najczęściej gdy ktoś zarzuci swoją kotwicę na naszą. Do uwolnienia naszej kotwicy z cudzego łańcucha potrzebny będzie kawałek linki.

Splątana kotwica w Grecji. Klasyka...

Splątana kotwica w Grecji. Klasyka...


Wybieramy naszą kotwicę (z zahaczonym cudzym łańcuchem do góry), nie ma szansy, żebyśmy ręcznie odhaczyli cudzy łańcuch - jest ciężki. łapiemy go "na biegowo" linką i oba końce linki napinamy i wiążemy do jednej z knag na dziobie. Następnie luzujemy naszą kotwicę - powinna się uwolnić- w końcu obcy łańcuch trzyma nasza linka. Po odhaczeniu kotwicy wciągamy ją na pokład i luzujemy linkę - czyli zwalniamy łańcuch, który nas blokował. No i w drogę. Podczas tej operacji zachowajmy spokój. Reszta załogi, niech z odbijaczami pilnuje, żebyśmy nie uderzyli w inne jachty, a robimy po prostu swoje. Na pewno będziemy mieli wielu "doradców". To się zdarza i nie jest to powód do paniki.

Spotykanym dość często sposobem kotwiczenia w Grecji jest postój "na drugiego", bądź nawet "na trzeciego". Polega to na tym, że wchodzimy rufą pomiędzy dwa dzioby już zacumowanych jachtów. Wiadomo - ostrożność, odbijacze, a przejścia przez pokład obcego jachtu ograniczamy do minimum. Ja staram się zawsze przechodzić przez obcy jacht boso, nawet jak gospodarze twierdzą, że to nie jest potrzebne. Wiadomo, że należy się dogadać co do tego kto o której wychodzi i jeśli zacumowaliśmy do kogoś, to musimy wyjść przed nim. Generalnie nigdy nie było problemów z dogadaniem się z innymi żeglarzami. Każdy to rozumie i w pewnym sensie jest to rodzaj atrakcji. W ogóle jeśli chodzi o cumowanie w niektórych portach trzeba wykazać się pomysłowością.

Jeśli chodzi o kotwiczenie w zatoczkach. Również jest to fajny sposób na postój, nawet chwilowy na kąpiel. Jeśli chcielibyśmy stanąć na dłużej, warto rozważyć postój na dwóch kotwicach. Drugą, zapasową kotwicę wszeklowujemy w główny łańcuch. Ja przeważnie robię tak, że wszeklowuje drugą kotwicę gdzieś w połowie łańcucha, który mam w planach wydać. Czyli np. stajemy na 5 m głębokości. Planuję rzucić co najmniej 15 m łańcucha. Powiedzmy, że dla bezpieczeństwa (i łatwości pomiaru, bo łańcuch bardzo często jest pomalowany farbą co 10 m), planuję rzucić 20m. Wyrzucam pierwsze 10 m, następnie wszeklowuję w łańcuch zapasową kotwicę i rzucam kolejne 10 m. Takie kotwiczenie, pomijając uciążliwość wszeklowywania i później wyszeklowania zapasowej kotwicy ma dwie zalety. Dużo lepiej kotwica trzyma, a poza tym nasz promień łukowania na kotwicy jest znacznie mniejszy.

Gdy planujemy dowiązać się cumami rufowymi do brzegu, warto założyć "szczurołapy", chociażby z przeciętych butelek po wodzie mineralnej. Gryzonie na pokładzie to nic przyjemnego.

W zasadzie to takie główne rady jeśli chodzi o manewry greckie. Na koniec chciałbym podzielić się dwoma radami. Pierwsza dotyczy odbijaczy. Warto przed dojściem rufą do nabrzeża, zwłaszcza pomiędzy jachty powiesić dwa odbijacze na burtach, po jednym na każdej, ale na samym skraju burty od rufy. Jest to pierwsze miejsce, gdzie może dojść do kontaktu z innym jachtem.

Druga, dotyczy tankowania jachtu po rejsie. Wygodną rzeczą w Grecji jest to, że nie musimy stać w kolejkach do stacji paliw. Podjeżdża cysterna na keję i ekipa tankuje nam jacht. Paliwo jest nieco droższe niż na stacjach, ale mamy komfort. Tylko uwaga! Niektóre ekipy tankujące są nie do końca uczciwe, ponieważ oczywiście poproszą nas, żebyśmy przed tankowaniem sprawdzili czy na dystrybutorze jest "0", tylko podczas rozpoczęcia nalewania nie wiadomo skąd nagle pojawia się np. 20 l. Przy tygodniowym czarterze prawdopodobnie byśmy nawet tego nie zauważyli. Warto postawić jednego załoganta przy liczniku i najlepiej jeszcze niech nagrywa licznik telefonem podczas tankowania. Wtedy głupoty nie powinny przyjść do głowy panom od paliwa.

Podsumowując, Grecja jest wartym do odwiedzenia żeglarsko krajem. Znam takich, którzy tam żeglują od lat i nie mają zamiaru zmieniać miejsca. Można żeglować na Cykladach, Peloponezie, Morzu Jońskim, odwiedzić Kretę, Kos i wiele, wiele jeszcze innych miejsc. A ciepła woda i wiatr wynagrodzi nam wszystko. Zatem - czarteruj jacht i do zobaczenia w Grecji!

Piotr Lewandowski

Dbamy o Twoją prywatność

Sklep korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką dotyczącą cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zamknij
pixel