Manewrowanie jachtem na silniku - cz. 6 cumowanie rufą do nabrzeża z użyciem mooringu
Rufą do nabrzeża - dojście z użyciem mooringu
Postanowiłem podzielić artykuł na dwie części, gdyż wyszło bardzo dużo tekstu. W tej części opiszę dojście do nabrzeża z wykorzystaniem mooringu, w następnym z użyciem kotwicy i opiszę różne sposoby kotwiczenia.
Wróćmy do mooringu. W zasadzie manewr, ogólnie rzecz ujmując, polega na złapaniu jachtu przy nabrzeżu w dwóch punktach. Jedną cumą na rufie, najlepiej nawietrzną oraz mooringiem. I po zabawie. Założenie reszty cum, odpowiednie ich wybranie, to już tylko kosmetyka. No ale diabeł tkwi w szczegółach.
Przygotowanie jachtu
Zanim zaczniemy manewr, należy jacht porządnie przygotować do niego. Szykujemy cumy - zakładamy je na knagi, rozbuchtowujemy, sprawdzamy czy nie są poskręcane. Wykładamy odbijacze na obie burty. Ja umieszczam je mniej więcej w najszerszych miejscach kadłuba jachtu, na takiej wysokości, żeby góra odbijacza była mniej więcej równo z pokładem. Jeśli mam dodatkowe odbijacze - wykładam je na rufę, żeby chroniły ją przy manewrze. Omawiamy z załogą manewr, żeby każdy wiedział co ma robić, kiedy i dlaczego. Unikniemy wtedy niepotrzebnego pokrzykiwania w porcie, które nie świadczy dobrze o żeglarzach.
Utrata manewrowości
Brzmi trochę groźnie, ale chodzi mi o to, że jacht w dwóch przypadkach nie słucha nam steru:
- przy przechodzeniu z biegu naprzód na wsteczny
- i odwrotnie z wstecznego na bieg naprzód, chociaż tutaj może nam pomóc efekt wody wyrzucanej na płetwę sterową.
Mając na uwadze, że zanim dojdę do nabrzeża, muszę wprowadzić jacht w bieg wsteczny - staram się robić to tam, gdzie mam dużo miejsca. Zatem nie wchodzę praktycznie nigdy pomiędzy pomosty na biegu naprzód, tylko wcześniej wprowadzam jacht w bieg wsteczny i wchodzę na wstecznym. Są mariny, w których jest na tyle mało miejsca, że już przed wejściem do mariny jadę na wstecznym i do mariny wchodzę rufą.
Ogólna zasada manewru
Jak wcześniej wspomniałem, najważniejsze przy takim manewrze jest złapanie jachtu jedną cumą - najlepiej nawietrzną oraz podjęcie mooringu i przeniesienie go na dziób. W międzyczasie jak już będziemy mieli pierwszą z cum na kei, a część załogi zajmie się mooringiem można podać drugą cumę.
Mooring w większości przypadków podaje nam obsługa mariny. Polega to na tym, że jest on napinany przez cumowniczego, dzięki czemu możemy go znacznie wcześniej chwycić. Do złapania mooringu przydaje się bosak. Warto też zaopatrzyć się przed rejsem w parę rękawiczek, ale takich budowlanych - żeglarskich szkoda. Mooring często jest porośnięty i można pokaleczyć sobie ręce.
Łapiemy mooring i przenosimy go na dziób. Tam przekładamy go przez kluzę i szykujemy do obłożenia - koniecznie trzeba zobaczyć co się dzieje na rufie, a zwłaszcza o co może poprosić nas nasz skipper. Często bywa tak, że załogant wybiera z przejęciem mooring i odciąga niepotrzebnie jacht od kei.
Innym często popełnianym błędem jest wybieranie mooringu ze śródokręcia albo co gorzej z rufy. To nic nie daje, wręcz przeciwnie - przeszkadza. Najważniejsze to przenieść mooring na dziób i tam nim działać w zależności od potrzeby. Przy większych łódkach lub silniejszych wiatrach należy do obsługi mooringu wyznaczyć ze dwie, trzy najsilniejsze osoby. Jest co robić.
Co w przypadku jeśli nie ma obsługi mariny? Zdarzyć się to może w niektórych portach miejskich. Cóż - postępujemy tak samo, tylko, że musimy podejść na tyle blisko rufą do nabrzeża, żeby można było chwycić mooring bosakiem z jachtu. Czasami mooring podwieszony jest na bojce. W niektórych marinach zakładamy drugi mooring, na drugą burtę, ale to dopiero po całkowitym zacumowaniu.
Wariant 1 - wiatr odpychający od nabrzeża
Najłatwiejszy z możliwych wariantów. Z dwóch powodów:
- po pierwsze wiatr będzie wyhamowywał nas przy dojściu do nabrzeża,
- po drugie, co ważniejsze, będzie nam łatwo utrzymać przez cały czas jacht prostopadle do nabrzeża, nie będzie trzeba spieszyć się z mooringiem, bo jego rolę spełni... wiatr.
Szykujemy jacht do wejścia, klarujemy cumy i odbijacze. Wchodzimy pomiędzy pomosty (1) i w odpowiednim momencie wychylamy ster i celujemy w swoje miejsce na kei (2). Nie trzeba być w tym przypadku mocno precyzyjnym z tym „celowaniem”. Lepiej jest stanąć metr czy dwa obok swojego stanowiska, ale za to jak najbardziej prostopadle do kei. Jeśli chodzi o „celowanie”, warto zapytać się obsługi mariny z której strony będzie nam podawać mooring i staramy stanąć się obok niego - będzie przecież podejmowany z burty.
Kiedy zatrzymujemy jacht silnikiem koniecznie należy się upewnić, żeby ster był w pozycji „zero” (3). Jest to ważne, gdyż w przeciwnym przypadku strumień wody wyrzucany spod śruby na płetwę sterową obróci nam jacht w zupełnie przeciwną stronę niż byśmy sobie tego życzyli. Nie dotyczy to jachtów z dwoma płetwami sterowymi. Po dojściu do nabrzeża podajemy cumy - wiatr jest odpychający więc najważniejsze jest złapanie się cumami do kei. Następnie zakładamy mooring lub dwa i stoimy (4).
Jedyną przeszkodą w tym manewrze może być sytuacja, kiedy mamy silny efekt śruby na biegu wstecznym w niepożądaną przez nas stronę. Np. gdyby na przedstawionym rysunku śruba ciągnęła nam mocno w lewą stronę na wstecznym, byłoby nam bardzo ciężko skręcić w prawo. Jednym z rozwiązań jest rozpędzenie jachtu dużo wcześniej na wstecznym i wykonanie tego manewru wykorzystując bezwładność jednostki, na biegu jałowym.
Wariant 2 - Wiatr boczny pomagający
Dlaczego ten kierunek boczny wiatru nazywam pomagającym? Z dwóch powodów:
- zaczynamy bieg wsteczny pod wiatr - co jest dużo łatwiejsze niż przy innych kierunkach wiatru,
- w momencie skręcania jachtu wiatr będzie hamował nasz moment obrotowy jachtu
Podejście do pustej kei - nie ma nikogo w marinie
W przypadku podejścia do pustej kei, warto jacht w końcowej fazie manewru ustawić pod lekkim kątem pod wiatr . Wtedy zanim załogant z podjętym mooringiem znajdzie się na dziobie, wiatr ustawi nam jacht prostopadle do kei. W przypadku posiadania steru strumieniowego można pomagać sobie nim przy utrzymaniu jachtu jak najbardziej prostopadle do kei.
Jeśli już w marinie są jakieś jachty, załóżmy dla ułatwienia, że jest jeden jacht. To obsługa mariny może nas ustawić od nawietrznej lub od zawietrznej strony zacumowanego już jachtu.
Podejście od zawietrznej strony zacumowanego jachtu
Manewr ma tę zaletę, że kadłub stojącego już jachtu będzie osłaniał nas od wiatru. Zatem łatwiej będzie utrzymać jacht prostopadle do kei. Należy jednak mieć na uwadze, że moment obrotowy, który powstanie podczas skrętu, spowoduje, że „dokleimy” się do tego jachtu. Oczywiście nie będzie w tym nic złego jeśli zrobimy to poprzez odbijacze.
Przy cumowaniu obok innego jachtu zawsze wieszam odbijacze w najszerszej części jachtu - przeważnie 3 odbijacze starczają, na większych jachtach wieszam 4 na burtę. Dodatkowo, w miarę potrzeby, wyznaczam osobę z ruchomym odbijaczem, który jest podkładany w potrzebne miejsca.
Podejście od nawietrznej strony zacumowanego jachtu
Jeśli obsługa mariny ustawić nas chce w takim miejscu, też nie jest źle. Co prawda wadą tego manewru jest to, że wiatr, zwłaszcza silny, może zepchnąć nas na zacumowaną już jednostkę. Podkreślam, że jeśli oprzemy się o drugi jacht poprzez odbijacze, to nie ma większego problemu, chociaż bardziej elegancko jest gdy o inny jacht się nie oprzemy. Aby w takim przypadku nie oprzeć się o drugą jednostkę, to możemy ustawić jacht lekko pod kątem pod wiatr.
Oparliśmy się o drugi jacht - co dalej?
Przede wszystkim, jeśli mamy odbijacze, to obu jachtom nie powinno się nic stać. Zachować spokój, nie wpadać w panikę :). Naturalnym odruchem jest próba chronienia jachtu nogami i rękoma. Od tego są odbijacze!!! Żadnych rąk i nóg!!! Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś kilkutonowy jacht (a większe potrafią ważyć ponad 20 ton) zatrzymał ręką czy nogą - szkoda zdrowia! I tak się nie uda, a noga czy ręka ucierpi. Powtarzam - od tego mamy odbijacze.
Często załoga z drugiego jachtu (tego, o który się opieramy) zaczyna pomagać. Dobrze, jeśli do tego używa odbijaczy. Ale niestety często zdarza się, że załoga łapie za nasz reling i próbuje nas w ten sposób odpychać. Za to najchętniej biłbym po rękach. To najlepsza metoda na połamanie, albo powyginanie stójek relingu - przecież powstaje ogromna siła przyłożona do końca długiego ramienia jakim jest stójka relingu.
Kiedyś załoga wchodzącego jachtu, który obsługa mariny ustawiała koło mnie, mało mnie o zawał nie przyprawiła. Do ochrony swojego jachtu chcieli użyć bosaka z metalowym okuciem i tym bosakiem chcieli odpychać się od mojej łódki! Wziąłem w rękę odbijacz i sam chroniłem swoją łódkę. Na migi udało mi się im wytłumaczyć, że ich pomysł uważam za nie najlepszy.
Z resztą, tak jak wspomniałem nie jest problemem oparcie się o drugi jacht poprzez odbijacze (nie mylić z obijaczami - obijacze to ci co się obijają na jachcie :) ). Zawsze po zakończonym manewrze można przywitać się i grzecznie przeprosić. Będzie to na pewno mile widziane i gwarantuję, że jeśli na pokładzie drugiego jachtu są żeglarze - to odpowiedzą, że nic się nie stało i nie ma problemu!
Wariant 3 - Wiatr boczny przeszkadzający
Dlaczego ten kierunek boczny wiatru nazywam przeszkadzającym?
- znacznie trudniej jest wprowadzić łódkę w bieg wsteczny, kiedy wieje nam od dziobu. Dziób jest lekki i praktycznie od razu wiatr zaczyna nam odrzucać go od wiatru. Można pomagać sobie w utrzymywaniu dziobu pod wiatr sterem strumieniowym, ale przy silnych wiatrach nie zawsze to pomaga.
- przy rozpoczęciu skrętu do nabrzeża, wiatr będzie pomagał w pierwszej fazie skrętu, ale potem tylko będzie rozpędzał nasz moment obrotowy. Można temu przeciwdziałać sterem strumieniowym lub robiąc na końcówce podejścia drobny „myk”, o którym za chwilę.
Podejście do pustej kei - nie ma nikogo w marinie
W tym przypadku możemy na koniec manewru ustawić przy kei lekko pod kątem pod wiatr. Dodatkowo, można zrobić wspomniany przeze mnie wcześniej „myk”, polegający na nadaniu jachtowi w końcowej fazie manewru obrotu pod wiatr. Ale uwaga na położenie płetwy sterowej przy wykonywaniu tego „myku”. Koniecznie zanim wrzucimy bieg naprzód, żeby zatrzymać jacht przy kei, musimy wyprostować płetwę sterową. Inaczej efekt wody wyrzucanej na płetwę sterową obróci nam jacht w zupełnie niekorzystną stronę!
Jeśli już w marinie są jakieś jachty, załóżmy dla ułatwienia, że jest jeden jacht. To obsługa mariny może nas ustawić od nawietrznej lub od zawietrznej strony zacumowanego już jachtu.
Podejście od zawietrznej strony zacumowanego jachtu
Manewr ma tę zaletę, że kadłub stojącego już jachtu będzie osłaniał nas od wiatru. Zatem łatwiej będzie utrzymać jacht prostopadle do kei. Oczywiście wiatr będzie przeszkadzał pomimo osłonięcia naszego jachtu, a nie będzie miejsca, ze względu na sąsiadujący jacht na to, żeby ustawić jacht pod lekkim kątem pod wiatr.
Z pomocą może nam przyjść wspomniany wcześniej „myk” polegający na nadaniu łódce obrotu pod wiatr.
Przy cumowaniu obok innego jachtu pamiętajmy o odbijaczach w najszerszej części jachtu - przeważnie 3 odbijacze starczają, na większych jachtach wieszam 4 na burtę. Dodatkowo, w miarę potrzeby, wyznaczam osobę z ruchomym odbijaczem, który jest podkładany w potrzebne miejsca.
Podejście od nawietrznej strony zacumowanego jachtu
Mamy możliwość ustawienia się lekko pod kątem do wiatru, nie jest źle. Co prawda wadą tego manewru jest to, że wiatr, zwłaszcza silny, może zepchnąć nas na zacumowaną już jednostkę. Podkreślam, że jeśli oprzemy się o drugi jacht poprzez odbijacze, to nie ma większego problemu, chociaż bardziej elegancko jest gdy o inny jacht się nie oprzemy. Aby w takim przypadku nie oprzeć się o drugą jednostkę, to możemy ustawić jacht lekko pod kątem pod wiatr.
Przypominam, że w przypadku oparcia się o drugą jednostkę, do ochrony jachtu służą odbijacze, a nie nogi i ręce!
Wariant 4 - Wiatr dopychający
W przypadku cumowania na wietrze dopychającym w zasadzie należy zwrócić szczególną uwagę na zatrzymanie jachtu przy kei. Wiatr przecież będzie nas cały czas pchał na keję! Dobrą praktyką w takim przypadku jest wywieszenie na rufie dużego odbijacza - takiej piłki. Jeśli nie mam na pokładzie takiego odbijacza, używam dwóch zwykłych odbijaczy. Raz już na kursie zdarzyło mnie się sprawdzać twardość betonowej kei - była twardsza od mojego jachtu...
Wariant 5 - wykorzystanie efektu śruby
Taką sytuację miałem na Oceanisie. Opisałem ją w poprzednim odcinku. Śruba na biegu wstecznym bardzo mocno ciągnęła w lewo. Można powiedzieć, że jacht bardziej chciał jechać w bok niż do tyłu.
Przy wejściu do mariny w Dubrovniku, obsługa portu wskazała mi miejsce, gdzie wejście od razu rufą byłoby wręcz niemożliwe. Postanowiliśmy wykorzystać efekt śruby na naszą korzyść.
Weszliśmy dziobem między jachty, a następnie uruchamiając bieg wsteczny zaczęło nas ciągnąć na nasze miejsce. Mina załogi obok której cumowaliśmy - bezcenna :)
Tyle na dzisiaj. Życzę wszystkiego dobrego i do zobaczenia na wodzie!
Piotr Lewandowski
Piotr Lewandowski jest kapitanem jachtowym i motorowodnym, instruktorem żeglarstwa PZŻ, ISSA, RYA oraz motorowodnym PZMWiNW i ISSA. Jest autorem wielu podręczników do nauki żeglarstwa i motorowodniactwa.
Od ponad 20 lat prowadzi szkolenia żeglarskie i motorowodne oraz pracuje jako kapitan na jachtach na całym Świecie.