Szkolenia przez internet w żeglrstwie - jedna wielka ściema?

2020-03-21
Szkolenia przez internet w żeglrstwie - jedna wielka ściema?

Do napisania tego artykułu skłoniły mnie wypowiedzi internautów na jednej z grup w mediach społecznościowych. Że takie szkolenie to "pseudokursy", że to jedna wielka ściema i nabijanie kasy, że skoro prowadzę takie kursy to wątpliwe jest, czy w ogóle potrafię sterować jachtem. Czy sugestie, żebym lepiej wykorzystywał komputer do oglądania filmów dla dorosłych zamiast szkolić żeglarzy.

Postanowiłem zatem przybliżyć powody wprowadzenia e-learningu i do czego on tak na prawdę służy.

Podstawowym zadaniem e-learningu, a może bardziej - kształcenia na odległość, jest pokonanie niedogodności związanych z miejscem prowadzenia kursu jak i porą zajęć. Samo zdalne nauczanie nie jest niczym nowym. W Polsce pierwsze kursy korespondencyjne wprowadził Uniwersytet Krakowski w roku 1776! Początkowo szkolenia zdalne odbywały się korespondencyjnie, potem wraz z postępem techniki pojawiały się edukacyjne audycje radiowe, czy później telewizyjne. A wraz z nadejściem internetu, naturalną koleją rzeczy było jego wykorzystanie, jako środka kontaktu nauczyciel-kursant i można powiedzieć, że w ten sposób powstał e-learning.

Nie wdając się w szczegóły techniczne, chciałbym pokazać jak może on ułatwić pracę instruktorom, ale również jaki może być komfortowy dla kursantów.

Na wdrożenie e-learningu w swojej szkole żeglarstwa zdecydowaliśmy się w roku 2006 i byliśmy pierwsi w Polsce. Skłoniły nas do tego... kursy motorowodne. Dlaczego?

Przypomnę, że w 2006 roku szkolenia żeglarskie i motorowodne były obowiązkowe. Program szkolenia na patent sternika motorowodnego obejmował ok. 20 godzin teorii, 2 godziny praktyki na łodzi i 1 godziny prac bosmańskich. Przed wprowadzeniem e-learningu trzeba było prowadzić szkolenie przynajmniej w dwa weekendy, żeby przekazać uczciwie wiedzę. Wymagało to dogrania czasu kursanta i instruktora oraz spotkanie się wszystkich w jednym miejscu.

Największą część czasu pochłaniało szkolenie teoretyczne, zatem naturalną koleją rzeczy było to, żeby wykorzystać zdobycze techniki - czyli internet. Przygotowanie teoretycznej części kursu pozwoliło na przeprowadzanie szkolenia zdalnie. Treść materiału została podzielona na krótkie lekcje zakończone pytaniami kontrolnymi. Oczywiście podczas całego szkolenia nie można było pominąć kontaktu z instruktorem, kursanci cały czas mają możliwość kontaktowania się, a instruktor może śledzić postępy kursantów.

Kursant mógł od tego momentu uczyć się swoim tempem, przyswajać wiedzę małymi porcjami, a nie siedzieć po 8 godzin dziennie w sali wykładowej. Instruktor mógł kontrolować postępy kursanta, a co najważniejsze przy ówczesnym obowiązku odbycia kursu - śledzić czas jaki kursant poświęcił na naukę.

Przy dwugodzinnej, no dobrze 3 godzinnej, bo jeszcze prace bosmańskie, praktyce pozwalało to na wykonanie porządnego, zgodnego z prawem szkolenia, w ciągu jednego dnia. Troszkę to był taki chwyt marketingowy, bo szkolenie to nie odbywało się w ciągu jednego dnia, ale w ciągu kilkunastu przeważnie dni, ale wymagało tylko jednego dnia na to, żeby przyjechać fizycznie na szkolenie w konkretne miejsce.

Jest to moim zdaniem idealne szkolenie w dzisiejszych czasach, w których wszyscy chcemy załatwiać sprawy,w tym szkolenia, bardzo szybko.

Co ciekawe, bardzo szybko tą formą szkolenia zainteresował się Polski Związek Motorowodny i Narciarstwa Wodnego. Już po 6-ciu dniach od uruchomienia kursu, zadzwonił do mnie jeden z członków zarządu PZMWiNW (nie pamiętam nazwiska) i... wręcz nakrzyczał na mnie za takie rozwiązanie. Po dłuższej rozmowie, bardzo ciekawiło mnie, czym powodowane było zdenerwowanie tego działacza, dowiedziałem się, że sposób w jaki prowadzę szkolenia nie podoba się... mojej konkurencji. To tylko upewniło mnie w słuszności kierunku.

Kolejnym krokiem było wprowadzenie e-learningu do szkolenia przyszłych sterników jachtowych (dzisiejszych jachtowych sterników morskich) oraz kandydatów na chorwacki patent skippera - voditelj brodice.

Co prawda te kursy trwają tydzień czasu i instruktor ma kursantów skoszarowanych na jachcie - ma ich pod ręką, ale przyswajanie sporej dawki wiedzy teoretycznej trochę trwa. Zawsze irytowało mnie prowadzenie zajęć teoretycznych na takich kursach. Bo trzeba było przynajmniej dwie, trzy godziny dziennie poświęcić na zajęcia teoretyczne - zamiast pływać i ćwiczyć w praktyce.

Z punktu widzenia kursanta, też nie było to komfortowe. Z dwóch powodów. Po pierwsze na tego typu kursy przyjeżdżają kursanci o różnym poziomie wiedzy, więc dla jednych zajęcia były powtórzeniem tylko wiedzy i czasem po prostu się nudzili.

Drugim powodem było to, że podczas zajęć teoretycznych jacht przeważnie stał przy kei, a kursant jadąc na szkolenie na jachcie chce jak najwięcej ćwiczyć praktyki, co jest rzeczą naturalną. Nie oszukujmy się, za jacht, jego czarter, pośrednio płaci kursant, zatem ma prawo wymagać, żeby jego pieniądze nie szły na marne.

Wprowadzenie w tego typu szkoleniach e-learningu nie wyeliminowało zupełnie zajęć teoretycznych, ale można było je ograniczyć do powtórek, konsultacji itp. Ale ogranicza się to do około godziny dziennie, zatem w tygodniowym szkoleniu zyskało się kilkanaście cennych godzin praktyki, nie wydłużając kursu.

Dzisiaj coraz więcej szkół korzysta z e-learningu i bardzo dobrze. Prowadzone są nie tylko kursy teoretyczne przygotowujące do zdania egzaminu żeglarskiego lub motorowodnego, ale też i kursy, które nie kończą się spotkaniem kursantów na części praktycznej czy egzaminie. Np. takie szkolenie prowadził Uniwersytet Warszawski - "Meteorologia dla Twojego hobby", sam byłem uczestnikiem tego kursu. Po pierwsze dlatego, żeby podnieść swoją wiedzę na temat meteorologii, ale również po to, żeby zobaczyć jak e-learning robią inni. Można powiedzieć bardziej doświadczeni w e-learningu od nas.

Jedyną wadą według mnie wadą e-learningu jest samodyscyplina kursanta. Oczywiście instruktor widząc brak postępów kursanta może go zmotywować, ale założenie jest takie, że chcąc żeglować uczymy się rzeczy, które są dla nas przyjemne. To nie ma być nauka pod przymusem. Zatem kursant musi być świadom tego, że nawet najlepszy instruktor, najlepszy program szkolenia czy najlepszy nawet e-learning nie nauczy się za niego. A najlepsza w nauce zawsze była i zawsze chyba będzie systematyczność.

Co ciekawe do dnia dzisiejszego jeszcze widuję szkolenia, podczas których jacht stoi przy kei i zamiast ćwiczyć praktykę, prowadzone są w mesie wykłady - po kilka godzin. Jak również spotyka się szkoły, które oferują "e-learning" na poziomie wysłania pytań egzaminacyjnych w pdf-ie, czyli e-learning z roku 1776, ale za pośrednictwem internetu. Jako pionier e-learningu w żeglarstwie mam nadzieję, że niedługo szkolenia e-learningowe będą standardem w Polsce. Sprzyjający temu fakt jest chociażby taki, że dzisiaj szkolenia nie są obowiązkowe, a co za tym idzie każda szkoła może uczyć według swojego, wypracowanego programu oraz wpływa na to sytuacja związana z dzisiejszą epidemią koronawirusa. Myślę, że koronawirus minie, a mam nadzieję, że szkolenia za pośrednictwem internetu pozostaną. I prowadzące je szkoły nie będzie spotykał hejt internetowy, że to ściema, czy że instruktorzy, którzy takie szkolenia prowadzą, to nie potrafią sterować.

Pozdrawiam i do zobaczenia na wodzie!

Piotr Lewandowski


Piotr LewandowskiPiotr Lewandowski jest kapitanem jachtowym i motorowodnym, instruktorem żeglarstwa PZŻ, ISSA, RYA oraz motorowodnym PZMWiNW i ISSA. Jest autorem wielu podręczników do nauki żeglarstwa i motorowodniactwa.
Od ponad 20 lat prowadzi szkolenia żeglarskie i motorowodne oraz pracuje jako kapitan na jachtach na całym Świecie.

Pokaż więcej wpisów z Marzec 2020
Polecane
E-SRCE-SRC
127,00 zł12700 pkt.
pixel