Żeglowanie katamaranem - Arkadiusz Ludynia

2018-11-08
Żeglowanie katamaranem - Arkadiusz Ludynia Moja przygoda z katamaranami zaczęła się stosunkowo niedawno bo raptem niecałe 3 lata temu. Należę jednak do tej grupy żeglarzy, którzy pokochali ten rodzaj jachtów od „pierwszego wejrzenia”. Od tamtego czasu spędzam większość czasu poświęconego na żeglarstwo właśnie na katamaranach, szkoląc przyszłych sterników morskich a także spędzając czas wolny ze znajomymi i przyjaciółmi, których niejednokrotnie zwabiłem na rejs morski słowem „katamaran”. W tym krótkim artykule postaram się wyjaśnić podstawowe różnice pomiędzy jachtami jednokadłubowymi i katamaranami zarówno z punktu widzenia sternika jachtowego jak i członka załogi - turysty amatora.

Bardzo dobrze pamiętam swoje pierwsze wejście po trapie na pokład Lagoon 380. Szerokość jachtu (prawie 7 metrów), dominujące nad kokpitem plastikowe bimini sprawiły, że poczułem lekki niepokój przed czekającym mnie niespełna miesiąc później samodzielnym rejsem na większym Lagoon 400 S2. Jak się później okazało, obawy związane z manewrowaniem w porcie czy też marinie były nieuzasadnione. Ucząc się manewrowania mogłem praktycznie zapomnieć o takim urządzeniu jak ster. Dwa niezależne silniki umieszczone po jednym w każdym pływaku sprawiają, że sterując katamaranem mamy wrażenie, że stajemy się Grigorijem z „Czterech Pancernych” i prowadzimy czołg, który wyśmienicie reaguje na ruchy manetkami, wykonując zwroty praktycznie w miejscu. Jedyne o czym nie możemy zapominać to wpływ wiatru na jacht. Kadłub katamaranu to swego rodzaju żagiel, który przy silnym wietrze czasami pomaga manewrować a czasami płata figle. Przy silnych bocznych wiatrach nadanie mu prędkości manewrowej jest oczywistą koniecznością.

W kolejnej fazie nauki zacząłem wykorzystywać pracę sterem, szczególnie przy cumowaniu longside przy wietrze innym niż dopychający. Na katamaranie możemy w zasadzie pominąć tak pomocne i istotne na jachtach jednokadłubowych: „efekt śruby” i „efekt oddziaływania strug wody wyrzucanych przez śrubę na płetwę sterową”. Na jednostkach, które miałem przyjemność prowadzić śruba umieszczona była za płetwą sterową praktycznie na końcu kadłuba. Rozwiązanie to poprawia zwrotność jachtu, ale czasami sprawia kłopoty. Już nie jeden raz w trakcie treningu żeglarskiego podczas cumowania rufą do nabrzeża nawinęliśmy na śrubę mooring. Czasami odwinięcie nie sprawiało żadnego problemu, ale bywały tak złośliwe liny, że trzeba było użyć scyzoryka żeglarskiego do celu innego niż otwarcie butelki piwa lub odkorkowania wina (po zacumowaniu oczywiście!). Oprócz swoistego napędu pomocniczego katamarany to także jachty żaglowe i rzecz jasna ich podstawowym napędem są żagle. Większość jednostek wyposażona jest w grota i genuę. Czasami za dodatkową opłatą firmy czarterowe udostępniają także spinakera. Żeglowanie nie różni się zasadniczo od tego co znamy z jednokadłubowców. Już podczas pierwszego halsu na wiatr zauważalne jest to, że katamaranem nie popłyniemy tak ostro jak innym jachtem. Podobnie jak każdy obiekt pływający katamaran „skacze” po falach lecz to co go znacznie odróżnia to brak przechyłu bocznego lub też przechył w niewielkim stopniu. Oba kadłuby suną po wodzie z prędkością przekraczającą prędkości osiągane przez podobnej długości jednostki jednokadłubowe. Mniejsze zanurzenie powoduje mniejsze opory i jest nieocenione podczas poszukiwania miejsca w zatłoczonych portach, gdzie wolne miejsca są tylko na płyciznach. Brak przechyłu bocznego to także pewnego rodzaju niedogodność. Jacht jednokadłubowy przechylając się znacznie daje nam znak żeby luzować żagle lub nawet żeby je refować. Katamarany wyposażane są w tzw. tabele refowania. Czasami umieszczone w okolicach stolika nawigacyjnego, a czasami schowane na którejś ze stron instrukcji obsług, i informują nas jak przy danym wietrze o określonej sile i kierunku należy refować żagle tak, żeby nie doprowadzić do uszkodzenia jachtu. Niedawno zdarzyło mi się płynąć przy bardzo silnym bajdewindzie wymagającym refowania grota na trzeci ref i genuy do 25%. Genuę zrefowałem dość łatwo – na liku dolnym producent umieścił charakterystyczne kropki co 25% powierzchni żagla. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że nie można było zrefować grota do trzeciego refa, gdyż służąca do tego reflina była odczepiona od grota. Udało mi się ją założyć i kontynuowaliśmy przelot na żaglach pomimo wiatru przekraczającego 40 węzłów. Po skończonym rejsie dowiedziałem się od obsługi mariny, że ze względu na bezpieczeństwo załogi i jachtu nie polecają żeglowania przy wietrze przekraczającym 6 stopni w skali Beauforta i dlatego zdejmują reflinę.

Moim zdaniem dużą zaletą katamaranu jest specyficznie umiejscowiony mostek. Sternik dysponuje wygodnym 2-osobowym miejscem powyżej bimini czasami na lewej lub prawej burcie a na większych jednostkach dokładnie na środku jachtu. Zdecydowanie ułatwia to manewry portowe, pozwala na odizolowanie się od reszty załogi i ogólnie poprawia widoczność podczas żeglugi. Z mostka operujemy szotami, fałami, sterem, manetkami, nawigacją, a nawet systemem nagłośnienia bez ruszania się z miejsca. Bardzo często pod nogami umiejscowione są klawisze do obsługi elektrycznego kabestanu.

Bardzo istotnymi cechami tego typu jachtu jest charakterystyczna budowa kadłuba – w środkowej części mamy obszerną mesę z kambuzem, położoną co najważniejsze na tym samym poziomie co kokpit. Wystarczy otworzyć drzwi i odchylić okno, a obie części jachtu zamieniają się w salon połączony z otwartą kuchnią, gdzie „ gospodarze domu” (wachta kuchenna), przygotowując posiłek dla „ gości” (załogi wypoczywającej w wygodnym kokpicie), mogą swobodnie z nimi rozmawiać, spędzając mile czas, bez względu na to jakie obowiązki akurat pełnią. W mesie stolik zamienia się na noc na dodatkowe miejsca do spania. Dzięki temu na niewielkiej jednostce o długości 12 stóp możemy zaokrętować nawet do 12 osób. Po lewej i prawej stronie w każdym z kadłubów mieszczą się najczęściej dwie 2-osobowe kabiny. W większych jednostkach, każda z kabin wyposażona jest w swoją łazienkę. Mniejsze oferują wspólną łazienkę dla obu kabin w każdym kadłubie. W dziobach bardzo często umiejscowione są dodatkowe pojedyncze koje, w których z powodzeniem wyśpi się dorosła osoba. W większych katamaranach w tzw. „norze” znajduje się także miejsce na usadowienie bardzo pożytecznych szafek na bagaż. Oczywiście można spotkać się z najróżniejszymi konfiguracjami w zakresie wyposażenia. Warto jednak uważać na oferty czarterowe. Zdarzyło mi się kiedyś zarezerwować wstępnie katamaran dla ośmiu osób w nadzwyczaj dobrej cenie. Jak się potem okazało, jedna z kabin w kadłubie, zamieniona była na wygodną łazienkę. Kosztem tego dwie osoby miały spać, albo osobno w „norach” w dziobie, albo też w mesie. Dobrze, że udało mi się w porę spostrzec tą drobną różnicę, bo rejs miał charakter typowo rekreacyjny dla 4 par chcących wspólnie spędzić miły urlopowy tydzień w słonecznej Chorwacji. Czekało by nas niemiłe losowanie miejsc w dziobie .

Z przodu jachtu pomiędzy kadłubami producenci mocują coś, co sprawia dużą frajdę załogantom lubiącym kąpiele słoneczne. Mam na myśli siatkę przypominającą batut gimnastyczny. Rzecz jasna siatka nie służy do skakania lecz do wygodnego opalania się lub miłej popołudniowej drzemki. Generalnie na katamaranie można się całkiem dobrze odizolować. W zasadzie w chwili zmęczenia się resztą towarzystwa, każdy znajdzie dla siebie ustronne miejsce, skąd nie będzie widział,ani słyszał reszty załogantów.

Jeszcze jedną ważną cechą tego typu jachtów jest fakt, że messa jest przeszklona w taki sposób, że przebywając wewnątrz lub siedząc w kokpicie, możemy doskonale obserwować co dzieje się przed dziobem jachtu lub po lewej i prawej burcie. Dla mnie – instruktora żeglarskiego - wnosi to dodatkowy komfort umożliwiając mi lepszą obserwację otoczenia podczas manewrowania, a dla załogantów – szczególnie cierpiących na choroby lokomocyjne – oznacza mniejszą podatność na chorobę morską. Niestety nie można jej zupełnie wykluczyć. „Każdy ma swoją falę”, jak mawiają rybacy na Bałtyku, ale z moich obserwacji wynika, że przypadków tej dolegliwości jest mniej niż na jednokadłubowcu.

Podczas rozmów z moimi koleżankami i kolegami żeglarzami ,często spotykam się z opinią, że „katamaran to nie jest prawdziwe żeglarstwo”. Moim zdaniem jest trochę inne, ale nadal jest to żeglarstwo. Dzięki katamaranom udało mi się zachęcić do żeglowania między innymi moją żonę, która wcześniej skutecznie unikała żaglówek, mając w pamięci jak szkwały kładły na Mazurach Tango Family, wprowadzając lęk u naszych małych wtedy dzieci. Obecnie spotykam na katamaranach coraz więcej rodzin z dziećmi, spędzających czas na ciepłym morzu i korzystających ze słońca, ciepłej wody i przestrzeni jakie oferuje katamaran. Dodatkowe zabezpieczenia w postaci siatki zakładanej na relingi skutecznie zabezpieczają maluchy, a także coraz częściej pojawiające się na statkach zwierzęta przed przypadkowym wypadnięciem do wody.

Dla każdego coś innego” i podobnie jest z katamaranami. Ja należę do grupy entuzjastów, co nie oznacza, że porzuciłem jachty jednokadłubowe. Jak to w różnych dziedzinach życia bywa, uważam, że skoro mamy możliwość wyboru, to warto spróbować jednego i drugiego i samemu przekonać się co nam bardziej odpowiada.

Arkadiusz Ludynia jest instruktorem w Szkole Żeglarstwa MORKA. Specjalizuje się w katamaranach - w nauce żeglowania na nich i prowadzeniu rejsów. Prywatnie doradca podatkowy.

pixel